7x7 tydzień czwarty


Protonowa paszcza nad morzem

Przetrwałam tydzień czwarty. Pierwszy miesiąc bez zakupów. Nauczyłam się żyć z siedmioma sztukami ubrania. Chwilowo nie czuję, że to wyzwanie. Przeciwnie, jest mi całkiem komfortowo.

Przynajmniej w dni, w których chodzę do pracy. Problemem cały czas pozostają weekendy, które, jak się okazuje, w moim przypadku są kompletnie nieprzewidywalne. Większość ciuchów jakie wówczas noszę, zaliczają się do psich dresów:) Pokazuje to poniekąd mój styl życia, i nawet mi to odpowiada.

Do kwestii wyboru setu na kolejny tydzień podchodzę swobodniej - zdarzają się podmianki, głównie ze względu na warunki atmosferyczne.

I tak tydzień numer cztery to:

- szare materiałowe spodnie
- czarne rurki
- biało-niebieskie szorty
- biała bawełniana koszula (tak, tak, cztery dni z rzędu!)
- zielona bluza z golfem
- czarne baleriny
- cieliste szpilki






Wyraźnie widać, które zdjęcia robione były rano, a które popołudniu. Prawdą jednak jest, że naturalne światło wygląda 100 razy lepiej.

A kolejny, piąty już tydzień, może nareszcie przynieść jakieś powtórki. To już ponad miesiąc. Nie sądziłam, że podejdę do tego wyzwania z taką konsekwencją...




Etykiety: ,