Ale dziś będę analizować coś innego - kolory w mojej garderobie.
Nie jestem totalnym świrem, serio:) Większość pracy była już zrobiona przy okazji pliku Excelowego, nad którym pracowałam poprzednio. Do pliku dodałam kilka kolumn, odjęłam kilka innych. Krótko mówiąc powstała jego updatowana wersja, takie v 2.0. Jedną z nowych jest kolumna „kolor”, którą wypełniłam danymi o podstawowym kolorze, bez wchodzenia w temat odcieni. Powstał do tego prosty pivot, a do niego prosty wykres. I tak ląduje z informacją o tym, jaki kolor ma największy udział w mojej szafie. I tu niezła niespodzianka. Mam dwóch zwyciezców. Biały z wynikiem 24% i szaty z dokładnie takim samym. Ten sam szary, który niecałe 3 lata temu uważałam za zło, stanowi aktualnie 1/4 mojej szafy.
Co dokładnie mówi to o moich zakupowych wyborach? Czy naprawdę w ciągu ostatnich (circa) 36 miesięcy wymieniłam co najmniej 1/4 swojej garderoby? Czy po prostu dokonałam ekspansji…?
Wracając do danych, na ich podstawie formułować będę przyszłą listę zakupową na sezon wiosenny, w okolicach połowy grudnia. Oczywiście, jeżeli po moim aktualnym ćwiczeniu w ogóle zajdzie taka potrzeba. Patrząc na mój wykresik, i kolory, które lubię, i chcę mieć w swojej szafie, a dodatkowo dobrze w nich wyglądam, nasuwają mi się wnioski:
- Koniec z czarnym (12%). Doskonałym ekwiwalentem jest szary (może być np. grafit) lub granat.
- Idę w pastele. Kolory takie jak czerwony (3%) na pewno nie są moją bajką.
- Granat (10%), wspomniany powyżej jako alternatywa, też powinien moim zdaniem być w odwecie.
Reszta nawet mi się podoba. Myślę, że nie do końca uświadomioną pracę nad szafą zaczęłam już jakiś czas temu, a skutki widoczne są powyżej.
Jeszcze raz podkreślam, że poważnie nie jestem żadnym freakiem. Po prostu lubię Excel:) Dla tych, którzy lubią go równie mocno, zamieszczam tutaj wersję do ściągnięcia, z zaszytym pivotem i raportem. Enjoy!